top
Wydarzenia:

Finaliści Mies van der Rohe Award w Polsce. Oni są przyszłością architektury

José Toral i Marta Peris, finaliści Mies van der Rohe Award, byli gośćmi firmy Cosentino na Warsaw Home 2022. Z José Toralem rozmawiamy o zrównoważonej architekturze, domach dla rodzin nowego typu i przestrzeniach miejskich odzyskanych dla mieszkańców.

7
Mies van der Rohe Award. Finaliści tego konkursu: po lewej mężczyzna Jose Toral, po prawej kobieta w kapeluszu Marta Peris. Stoją na tle półkola przypominającego zachodzące słońce.
José Toral i Marta Peris, goście specjalni firmy Cosentino podczas targów Warsaw Home 2022, fot. Iwona Dziuk / serwis prasowy

Iwona Ławecka-Marczewska: Czym dla pana i Marty Peris, współtwórczyni Peris+Toral Arquitectes, jest wejście do finału konkursu Mies van der Rohe Award?

José Toral: Bycie finalistą konkursu Mies van der Rohe Award zapewnia rozpoznawalność w świecie architektury. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się znaleźć w tym gronie, zwłaszcza że jurorzy porównują zgłoszone projekty na tak wielu płaszczyznach.

I. Ł.-M.: Co pana zdaniem zwróciło uwagę jurorów konkursu Mies van der Rohe Award w projekcie 85 Social Housing Units, że ocenili go tak wysoko? Czym wyróżnił się spośród innych?

J. T: To ważny projekt dla naszego biura. Rozpoczęliśmy pracę nad nim od idei – pytania: „co by się stało, gdyby wszystkie pokoje w mieszkaniu miały tę samą powierzchnię?”. Wówczas w domu nie ma hierarchii, podziału na lepsze i gorsze pomieszczenia. Okazało się, że takie rozwiązanie odpowiada na potrzeby rodzin nowego typu. W XXI w. mamy do czynienia nie tylko z tzw. rodzinami nuklearnymi czyli składającymi się z dwojga rodziców i ich dzieci. Ludzie mieszkają razem w różnych konfiguracjach. Gdy pokoje nie różnią się wielkością, wszyscy domownicy są sobie równi. Dlaczego w rodzinie nuklearnej rodzice mają więcej przestrzeni dla siebie niż ich dzieci? Druga ważna kwestia dotycząca tego projektu: jeżeli wszystkie pokoje są jednakowe, można w łatwy sposób wymieniać się nimi, zmieniać ich funkcje. Dom zyskuje elastyczność. Dużym wyzwaniem dla nas było też dojście do tego, jakich rozmiarów powinno być pomieszczenie, by mogło być, jeśli będzie taka potrzeba, np. kuchnią i jadalnią albo kuchnią i salonem. Odwołaliśmy się do kultury japońskiej. Tematem pracy doktorskiej Marty Peris był dom japoński. Pokoje w japońskich domach mają wymiary będące wielokrotnością powierzchni maty tatami. Mata ma 90×180 cm i jest skrojona na miarę jednej osoby. W domach japońskich pomieszczeń nie nazywa się tak jak w naszej kulturze od funkcji, którą pełnią, lecz od liczby mat tatami, które się w nich mieszczą. Ciekawe jest też to, że pokoje zmieniają swoje funkcje w zależności od pory dnia. W naszym projekcie przyjęliśmy, że pomieszczenia mają powierzchnię ośmiu mat tatami.

I. Ł.-M.: 85 Social Housing Units to projekt doceniony przez jurorów Mies van der Rohe Award, który zyskał rozgłos, ale nie są to jedyne mieszkania socjalne waszego autorstwa. Można powiedzieć, że wyspecjalizowaliście się w tworzeniu tego typu obiektów. Skąd zainteresowanie budownictwem komunalnym?

J. T: Bardzo interesuje nas to, jak ludzie żyją, jakie są nowe modele rodzin. W Hiszpanii łatwiej zgłębiać to zagadnienie, projektując mieszkania socjalne, niż prywatne domy. Rynek domów prywatnych nie jest zainteresowany zmianami, bo wypracowane modele wciąż dobrze się sprawdzają. Dlatego chętnie startujemy w konkursach na projekty domów komunalnych, proponując innowacje w tej dziedzinie. Budownictwo socjalne umożliwia wprowadzanie nowatorskich rozwiązań, nawet przy ograniczonych budżetach.

I. Ł.-M.: Wasza pracownia tworzy projekty różnego typu. Jednym z ostatnich, bardzo interesującym, jest Centre Obert D’Architektura. Czy zechciałby pan przybliżyć koncepcję tego obiektu?

J. T.: To budynek stowarzyszenia College of Architects of Catalonia (COAC), bardzo piękny, w samym centrum Barcelony, blisko katedry, słynący m.in. z tego, że jego fasadę zdobią rysunki Pabla Picassa. Jest jednym z najbardziej reprezentacyjnych budynków w mieście. Właściciele postanowili, że powinien być bardziej dostępny dla mieszkańców Barcelony. Do tej pory korzystali z niego jedynie architekci. Wygraliśmy konkurs na jego transformację, dzięki której stanie się otwarty dla społeczeństwa. To budynek z początku lat 60. XX w., który wymagał unowocześnienia. Projekt ma być zrealizowany do końca tego roku.

I. Ł.-M.: Czy projektowanie przestrzeni publicznych to ważna część działalności waszej pracowni?

J. T.: Lubimy projekty, które służą społeczeństwu. Naszym zdaniem samochody zabierają w miastach za dużo przestrzeni, która mogłaby, gdyby nie ruch uliczny, służyć mieszkańcom. Projekty przestrzeni publicznych to dla nas szansa, by oddać miasto obywatelom. Jednym z nich jest projekt przestrzeni publicznej Superilla, niedaleko stadionu Camp Nou. Zmieniliśmy tam bieg ulic tak, by samochody musiały poruszać się bardzo wolno. Kierowca, jadąc krętą uliczką, nie widzi, co jest za rogiem, więc nie może przyspieszyć. Przemieszcza się kawałek dalej i ma przed sobą drzewo. Tak jest za każdym zakrętem.

I. Ł.-M.: Istotnym społecznie projektem, który służy mieszkańcom waszego miasta, bo w Barcelonie macie siedzibę, jest również reubranizacja Placa del Canódrom.

J. T.: Zaprojektowaliśmy plac przed bardzo ważnym budynkiem stworzonym przez katalońskiego architekta Antoniego Boneta i Castellana w 1961 r. Canódrom był miejscem, gdzie odbywały się wyścigi psów. Zaprzestano organizowania ich około 20 lat temu. Dziesięć lat temu obiekt przejęło miasto i postanowiło oddać go mieszkańcom. Nasz projekt to odpowiedź na nowe potrzeby. Mając na uwadze poprzednie przeznaczenie obiektu, przekształciliśmy go w przestrzeń publiczną. Postanowiliśmy posadzić dużo drzew, by stworzyć rodzaj oazy. W Barcelonie w lecie przez wiele dni jest bardzo gorąco. Dzięki roślinom temperatura obniży się tam o 3, 4 stopnie. Zrekonstruowaliśmy bieżnię, na której ścigały się charty i obsadziliśmy ją roślinami zasadzonymi blisko siebie. W środku, stworzyliśmy przestrzeń do różnych aktywności. Rośliny, które będą rosły w centralnym punkcie, są typowe dla tego regionu kraju. Zaplanowaliśmy rodzaj plantacji, na którą mamy nadzieję, będą przylatywały ptaki. Przy pracy nad tym projektem przyświecała mam idea przywrócenia miasta naturze.

I. Ł.-M.: Więcej natury, zieleni, bioróżnorodności w miastach to wyzwania, które stoją przed współczesną architekturą. Czego jeszcze nasze czasy oczekują od projektantów i w jaki sposób spełniacie te oczekiwania?

J. T.: Jesteśmy w środku kryzysu klimatycznego. Mamy dużo do zrobienia, aby budynki, które wznosimy, zużywały jak najmniej energii. Kończymy w tej chwili realizację na Ibizie. 43 Viviendas Sociales to obiekt, który ma strukturę atrialną i solary. Nie potrzebuje żadnych aktywnych systemów, żeby funkcjonować. Obecnie mamy do czynienia nie tylko z kryzysem środowiska, ale również z kryzysem energetycznym. W naszym przekonaniu dobra architektura, dobre projektowanie mogą rozwiązać tego typu problemy. Budynki nie muszą zużywać tyle energii, ile zużywały do tej pory. Najważniejsze jest projektować i budować tak, by wyrządzić jak najmniej szkód środowisku.

I. Ł.-M.: Jakie są główne filary zrównoważonej architektury?

J. T.: Zrównoważony rozwój w obszarach: środowiska, społecznym i ekonomicznym. Uważamy, że należy wznosić budynki, które nie tylko nie szkodzą środowisku, ale też przynoszą korzyści społeczne i ekonomiczne. Przyszłość należy do idei dzielenia się. Jeśli więcej się dzielimy, każdy z nas mniej potrzebuje dla siebie. Ma to wpływ również na budowanie dobrych relacji między użytkownikami. Borykamy się z problemem samotności. W Hiszpanii jest wielu starych ludzi, którzy są sami na świecie. Projektujemy domy, w których mogą mieszkać razem różne pokolenia, dzielić przestrzenie wspólne, jak choćby kuchnię, troszczyć się jedni o drugich. Uważamy, że architektura może pomóc także w tym społecznym kryzysie. Jeżeli redukujemy powierzchnie potrzebne nam indywidualnie, bo dzielimy je z innymi, to działamy też na rzecz zrównoważonego rozwoju ekonomicznego.

I. Ł.-M.: Do jakich tradycji architektonicznych nawiązujecie w swojej pracy?

J. T.: Jak już wspomniałem inspiruje nas tradycja japońska, ale interesujemy się wieloma zjawiskami. Zajmują nas nie tylko nowe modele życia, a co za tym idzie mieszkania, ale także innowacyjne rozwiązania konstrukcyjne. Lubimy eksperymentować z nowymi materiałami, zgłębiamy tajniki tradycyjnych sposobów budowania. Wtedy gdy ja studiowałem, do wykonania konstrukcji budynku zużywano bardzo dużo materiału. Nie skupiano się na geometrii. Żeby wykonać jakiś element konstrukcyjny po prostu lano tony betonu. W czasach kryzysu klimatycznego nie możemy używać tak dużo materiałów. Musimy „dodać więcej geometrii” do architektury. Materiały są drogie i to nie tylko w znaczeniu ekonomicznym, są cenne także dla środowiska. Kosztowna jest też robocizna. Musimy myśleć o takich rozwiązaniach jak choćby prefabrykacja, tworzyć rozwiązania powtarzalne, a nie indywidualne. I to jest coś, czego przykłady znajdujemy w tradycji. W budownictwie tradycyjnym stosowano proste ściany, proste podłogi, żeby zużyć jak najmniej materiału, bo był drogi. W dzisiejszych czasach nie możemy budować w podobny sposób jak robiono to dawniej, ponieważ koszty pracy są wysokie, ale to dobra inspiracja, by zrozumieć, w którą stronę powinniśmy się rozwijać.

I. Ł.-M.: Wyprzedził mnie pan i odpowiedział na pytanie, które chciałam zadać: o proste geometryczne formy, które stosujecie w swoich projektach.

J. T.: Dążymy do tego, by używać jak najmniej warstw. Jeżeli jesteśmy w stanie zastosować tylko jedną, jest to bardziej zrównoważone rozwiązanie niż zastosowanie wielu. Skupiamy się na zrozumieniu tego, co dany materiał nam zapewnia, jakie ma właściwości, by móc użyć go jak najmniej. To wpływa na estetykę budynku, czyniąc ją prostą.

I. Ł.-M.: Pracujecie w duecie. Czy każde z was specjalizuje się w czymś innym?

J. T.: Wiele projektów robimy razem, ale można powiedzieć, że Marta zajmuje się bardziej kwestiami związanymi z nowymi sposobami życia, mieszkania, a ja zagadnieniami konstrukcyjnymi. Często jednak się wymieniamy.

I. Ł.-M.: Obydwoje jesteście wykładowcami akademickimi. Jak wpływa to na waszą codzienną pracę w studio?

J. T.: Uczymy w ETSAB Barcelona School of Architecture, uczelni będącej częścią UPC Universitat Politecnica de Catalunya. Marta wykłada na trzecim roku architekturę mieszkaniową, ja na piątym architekturę przestrzeni publicznych. Związek z uniwersytetem jest dla nas bardzo istotny. To rodzaj gimnastyki dla mózgu. Każdego dnia widzimy wiele projektów, musimy przyswoić mnóstwo informacji, brać udział w konferencjach, tłumaczyć wiele zagadnień, co pozwala nam być bardziej świadomymi, gdy rysujemy własne projekty.