Marek Bimer: efekt relacji żywicy ze światłem i cieniem jest bardzo interesujący
Marek Bimer tworzy obiekty nieoczywiste – świecące rzeźby, użyteczne dzieła sztuki. 33 lampy artysty prezentowane są w warszawskiej galerii Bimer pop-up na wystawie, która potrwa do 23 grudnia.


Marek Bimer tworzy lampy wykonane z żywicy epoksydowej, które intrygują formą i fakturą materiału pięknie wydobywaną przez światło! Widz ma pełną swobodę interpretacji ich kształtów. W ascetycznej przestrzeni, w której są eksponowane, nic nie odciąga od nich uwagi i nie rozprasza, dzięki czemu obiekty mogą w pełni wybrzmieć.
Galerię Bimer pop-up, która mieści się w Warszawie, w kamienicy przy ulicy Mokotowskiej 63, Marek Bimer prowadzi od roku wspólnie z żoną, artystką Anną Bimer. Pierwsze lampy, spośród trzydziestu trzech prezentowanych na wystawie, autor stworzył trzy lata temu. Pierwowzorami wielu z nich były jego rzeźby.
Materiał, z którego są wykonane, żywicę epoksydową, Marek Bimer wykorzystuje także w pracach rzeźbiarskich. – Tworząc rzeźby z żywicy zauważyłem, że ich podświetlenie wydobywa urodę materiału. Efekt relacji żywicy ze światłem i cieniem jest bardzo interesujący – uważa artysta. Obiekty rzeźbiarskie jego autorstwa, zarówno ze źródłem światła, jak i go pozbawione, to dzieła sztuki same w sobie. – Gdy podjąłem decyzję, że zrobię wystawę lamp, od razu miałem pomysł na ich ekspozycję – opowiada autor.
– Tego typu obiekty, gdy jest ich dużo, są tworzywem, z którego może powstać ciekawa aranżacja. Narracja, jaką budują, nie jest dosłowna lecz wrażeniowa, dająca możliwość wielorakich interpretacji. Lampy jako grupa tworzą rodzinę, ławicę, chmurę – lekką, świetlistą, która leci czy też płynie w przestrzeni. W większości są to obiekty abstrakcyjne. Wiele z nich budzi we mnie bardzo osobiste skojarzenia. Postrzegam je w swój sposób, ale równocześnie jestem otwarty na to, co dostrzegają w nich inni, którzy widzą na przykład ośmiornicę, kwiat, głowę myszki Miki, hełm Wikinga, sterowiec – dodaje.
Wystawa lamp w Bimer pop-up została bardzo dobrze przyjęta i budzi duże zainteresowanie. – Cieszy mnie atmosfera, która panuje w galerii podczas trwania ekspozycji, wrażenie, jakie wystawa wywołuje – mówi autor. – To projekt pilotażowy, nie tylko jeśli chodzi o odbiór przez widzów. Ważne jest też to, że sprawdziłem, jak moje myślenie przekłada się na wystawę i jestem z tej próby bardzo zadowolony – stwierdza.
Marek Bimer
Marek Bimer, absolwent Wydziału Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, przez ostatnich 30 lat zajmował się reklamą, pracując w różnych agencjach, głównie własnych. Pięć lat temu zdecydował, że będzie więcej czasu poświęcał na działalność artystyczną. – Grafika była moją absolutną pasją – opowiada. – Tworząc grafikę użytkową starałem się, by była na jak najwyższym poziomie, ale ze stricte artystyczną rozstałem się na wiele lat.
Gdy postanowiłem zająć się sztuką, startowałem w zasadzie od zera – mówi. Obecnie artysta skupia się głównie na twórczości rzeźbiarskiej. – Rzeźbienie mam we krwi. Moja mama Zofia Wolska i ojczym Tadeusz Łodziana byli rzeźbiarzami. Wychowałem się w pracowni przy ulicy Brzozowej, należącej niegdyś do Aliny Szapocznikow – opowiada. – Tam ukształtowały się moje gusta, tam zdecydowałem, co chcę robić w życiu. Już jako dziecko wiedziałem, że będę artystą. Koło się zamknęło, wróciłem do korzeni – podsumowuje.
Marek Bimer, pracując w agencjach reklamowych, cały czas interesował się sztuką. Jak mówi, przez lata magazynował w głowie wszystko to, co zobaczył, co go zafascynowało, wzbudziło jego podziw. Ten bagaż doznań ułatwił mu, jak sam określa, własny późny start. Artysta tworzy rzeźby, grafiki, rysuje.
Twierdzi, że w sztuce nic go nie ogranicza. – Gdy jutro przyjdzie mi do głowy zrobienie kolekcji mody, to ją zaprojektuję – mówi. – Dla mnie granica między rzeźbą, a obiektem użytkowym jest dość płynna. Chcę dalej iść tą drogą. Będą powstawały i obiekty wyłącznie rzeźbiarskie i kolejne rzeźby-lampy – deklaruje.
Zdjęcia: Jacek Marczewski