Karolina Zimnicka: Moje prace są refleksją na temat wszechobecnego dążenia do ideału i symetrii
Karolina Zimnicka, projektantka i artystka interdyscyplinarna zdradza, co fascynuje ją w ceramice, jakie alternatywne techniki wypału stosuje i dlaczego zaczęła malować na wazonach.
Iwona Ławecka-Marczewska: Dlaczego wybrała pani jako medium, jako główny materiał, właśnie ceramikę?
Karolina Zimnicka: Pamiętam, że gdy byłam jeszcze w liceum plastycznym fakultet z ceramiki był dla mnie jedną z najgorszych możliwych opcji, podobnie metaloplastyka. Byłam w klasie wystawienniczej i przyszłość wiązałam raczej z plakatem i reklamą. W tamtych czasach ceramikę uważałam za nudną i mało kreatywną. Dziś to dla mnie synonim prostoty, odpowiednik życia w duchu slow. Ceramika daje mi swobodę, poczucie bezpieczeństwa i kontrolę nad każdym z procesów produkcji.
Na czym skupia się pani, tworząc? Co panią pobudza, inspiruje, a co irytuje?
Karolina Zimnicka: Moje prace są refleksją na temat wszechobecnego dążenia do ideału i symetrii. Natura jest niesamowita. W naturze nic nie jest symetryczne. Nie potrzebujemy idealnych jabłek ani gruszek. Prace, które tworzę, to bardzo pierwotne, obłe kształty, delikatne, kobiece, naturalne. Z obawą i niepokojem obserwuję współczesną fascynację technologią i uprzemysłowieniem. Uważam, iż dostępne narzędzia trzeba poznać i zrozumieć ich działanie, by świadomie móc z nich zrezygnować. Po co komu kolejny wazon? Przecież mamy już wszystko. Tu nie chodzi o funkcjonalność przedmiotu, funkcjonalne są krzesło, łóżko, żarówka. Wierzę, że produkt ręcznie wykonany przez autora, z pominięciem podwykonawców, ma inny charakter, inny ładunek emocjonalny i wartość niż ten tylko dobrze zaprojektowany i wykonany seryjnie. Czasem wyciągam z pieca coś, co nie wygląda tak, jak zaplanowałam, nie jest idealne, nie spełnia moich oczekiwań i czuję rozczarowanie, a nawet złość. Mogłam zrobić coś lepiej albo inaczej, chcę to poprawić, chociaż wyretuszować, ale wiem, że zwyczajnie się nie da. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Trzeba to zaakceptować. Choć akceptacja wcale nie jest tak oczywista i łatwa. Inność, odmienność są intrygujące, ciekawe i wyjątkowe. Wszyscy jesteśmy różni i wyjątkowi w tej różności. Wielu moich klientów rozumie tę wartość dodaną i wyjątkowość inności. Niektórzy rozumieją to nawet lepiej niż ja. Są tacy, którzy przez lata wspierali mnie, mimo że ja sama zaczynałam mieć wątpliwości. Doceniam to, bo dzięki nim wciąż robię to, co lubię.
Pani prace są silnie nacechowane emocjonalnie. To się czuje. O czym chce pani opowiedzieć odbiorcy?
Karolina Zimnicka: Inny rodzaj emocji niosą formy wazonów „Wenusek”, te są dla mnie wyrazem kobiecości, macierzyństwa, miłości. A zupełnie inny rzeźby z serii „Zamknięte w skorupie”. Trójnogi w stabilnej pozycji marazmu, bezruchu, w rozkroku, a może w gotowości do startu? Uosabiają proces poszukiwania tego, co stałe i bezpieczne, balansu społecznego o charakterze egalitarnym. Te emocje odnoszą się do relacji, związków, rozstań i rozwodu. Lepię je ręcznie, metodą z wałków. Nie są tak delikatne i miłe dla oka jak formy wazonów. Budzą pewnego rodzaju niepokój.
W procesie powstawania rzeźb ceramicznych istotnym etapem jest wypał. Jakie rodzaje wypału pani stosuje, co przez to osiąga?
Karolina Zimnicka: Lubię zgłębiać alternatywne techniki wypału jak: raku, saggar, obvara oraz ich odmiany i eksperymentować z nimi. Wypały w piecach polowych to przeciwieństwo produkcji masowej. To pracochłonny proces pełen wstrząsów termicznych, dający niesamowite, unikatowe efekty malarskie.
Nie poprzestała pani jednak na efektach malarskich, które są rezultatem procesu, lecz zaczęła malować na wazonach. Dlaczego?
Karolina Zimnicka: Mam sentyment do ołówka i pędzla, ale też wewnętrzny opór. Szanuję te narzędzia i z tego szacunku nie używałam ich przez bardzo długi czas, praktycznie od dyplomu. Przyszedł czas, żeby się z nimi ponownie oswoić i zaprzyjaźnić. Ten proces pewnie trochę potrwa i będzie ewoluował, taką mam nadzieję. Moja nowa seria wazonów jest inspirowana tatuażami – to zazwyczaj symboliczne, bardzo proste kształty. Tatuaże od zawsze miały związek z tożsamością i duchowością, nie były jedynie dekoracją. We wszystkich starożytnych kulturach miały głębokie znaczenie magiczne. Co ciekawe, egipscy archeolodzy odkryli tatuaże na zmumifikowanych ciałach kobiet sprzed tysięcy lat. Miały przedstawiać bóstwo, boga Besa otaczającego opieką kobiety i dzieci – szczególnie w trakcie porodu i połogu. Daję odbiorcy możliwość spersonalizowania wazonu „Wenuski”, stworzenia wyjątkowej prywatnej historii – totemu.
Jaki jest pani stosunek do użytkowości prac? Czy woli pani tworzyć obiekty praktyczne, z których można korzystać w codziennym życiu, czy nieużytkowe?
Karolina Zimnicka: Przez lata wzornictwo użytkowe było mi bardzo bliskie; ciężko uwolnić się od pewnych zakorzenionych schematów myślowych. Niektóre moje wazony nie są użytkowe, bo zostały wypalone w technice raku, która nie zapewnia szczelności, daje za to niesamowity malarski efekt. Są kruche, delikatne i traktuję je bardziej jak obiekty rzeźbiarskie. Funkcja estetyczna, pobudzająca umysł i zmysły, też jest pewnego rodzaju funkcją użytkową, a właściwie użyteczną. Obiekty użytkowe kreślą pewne ramy. Mamy jakieś założenia, normy, technologie i efekt końcowy jest wynikiem zależności. To mnie zawsze bardziej fascynowało i pociągało. Dziś staram się odpuszczać. Funkcjonalność jest dla mnie sprawą drugorzędną.
Czy to jest dobry czas dla ceramiki? Czy jest na nią moda?
Karolina Zimnicka: Moda ma to do siebie, że szybko przemija. To, co dziś jest modne i ma status Must Have, jest już nudne i niemodne w kolejnym sezonie lub umiera śmiercią naturalną po kilku latach. Chcę wierzyć, że to co robię, ma wartość ponadczasową i jest unikatowe dla pewnej grupy odbiorców. To, co mnie w tym upewnia, to udział w międzynarodowych wystawach ceramicznych. W zeszłym roku Triennale Ceramiki Unicum w Słowenii, w tym roku Biennale Ceramiki w Manises w Hiszpanii. Ceramika jest dla mnie kolejnym materiałem z wielu, z którymi miałam do czynienia na swojej projektowej drodze. Jednak dziś trendy i funkcjonalność mają dla mnie drugorzędne znaczenie.
W jakich wnętrzach widzi pani miejsce dla swoich rzeźb?
Karolina Zimnicka: Moje prace są na tyle uniwersalne, że wpasowują się zarówno w stylistykę wnętrz minimalistycznych, jak i tych eklektycznych. Osobiście uwielbiam zabytkowe wnętrza kamienic – ze sztukaterią na sufitach, bogate w kolory, wzory, kształty, rośliny i różnego rodzaju faktury. W takich wnętrzach ceramika może zaistnieć zarówno w instalacjach ściennych, jako integralna część projektu, jak i w przestrzeni użytkowej mieszkania.
Karolina Zimnicka – artystka interdyscyplinarna
Urodzona w 1982 r. w Gdyni projektantka wzornictwa przemysłowego i artystka interdyscyplinarna, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. W pracach eksploruje glinę w różnych technikach, eksperymentuje ze zróżnicowanymi materiałami oraz alternatywnymi metodami wypału w żywym ogniu. Zgłębia proces, pełen wzmacniających wstrząsów, którego efektów nie można być pewnym aż do ostatniego etapu.
Jej praktykę charakteryzują działania skoncentrowane na odnajdywaniu nowej symboliki przekazywanej za pomocą świeżych formalnie rozwiązań. Głównym kierunkiem jej twórczości jest krytyka stereotypizacji płciowej oraz hierarchii ról w patriarchalnym systemie społecznym.
Ostatnie wystawy: „1000vases” Paris, Gallery Joseph, „Wyjdź do sztuki 4” i „Wyjdź do sztuki 5”, Gdańsk, WL4 Gallery, „ARCHITEKskóra, w której żyję”, Łódź, Akademickie Centrum Designu, „Proces”, Łódź, PURO Hotels, V Międzynarodowe Triennale Ceramiki Unicum w Muzeum Narodowym w Słowenii. W czerwcu prace artystki będą prezentowane na biennale XVI International Ceramics Biennial of Manises.
Sesja zdjęciowa autorstwa Magdaleny Łojewskiej powstała we wnętrzach hotelu Arche Dwór Uphagena w Gdańsku, gdzie na przełomie maja i czerwca, odbędzie się wystawa artystki. Zdjęcia obiektów wykonał Paweł Guder.