Jan Wilczak: rynek sztuki w Polsce jest trudny
Jan Wilczak, student Wydziału Wzornictwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych opowiada o dziełach namacalnych i wirtualnych, rozwijającym się rynku NFT, patrzeniu w ekran i klikaniu, grafice 3D, malarstwie jako formie medytacji i mrocznej stronie bycia dzieckiem.
Jan Wilczak – artysta, projektant, student Wydziału Wzornictwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych (kierunek: projektowanie produktu i komunikacja wizualna). Zwycięzca konkursu zorganizowanego w ramach projektu „Przyszłość sofy tapicerowanej” przez markę Nobonobo i Wydział Wzornictwa ASP. Finalista konkursu na plakat Fundacji Fabryki Norblina. Współautor (z Jakubem Owczarkiem) kampanii reklamowej marki Samsung. Autor oprawy wizualnej pokazu mody DONT WALK Charity Fashion Show
designdoc.pl: Często zdarza się, że zawody artystyczne wybierają dzieci artystów. Czy pana rodzice są związani ze światem sztuki?
Jan Wilczak: Rodzice nie. Ciocia jest malarką. Dziadek i pradziadek zajmowali się retuszem i poligrafią.
designdoc.pl: Czyli wynik testu na obecność genu sztuki w rodzinie – pozytywny. Pana pasją jest malowanie. Dlaczego więc wybrał pan wzornictwo?
Jan Wilczak: To był czysto pragmatyczny wybór. Rynek sztuki w Polsce jest trudny. Gdy byłem w liceum, znajomi rodziców i moi odradzali mi malarstwo, grafikę, rzeźbę. Widzieli mnie raczej na architekturze lub wzornictwie. Padło na to drugie, bo nie jestem asem z matematyki. Ale tak naprawdę, czym jest wzornictwo, dowiedziałem się dopiero na studiach. Racjonalna część mojej osobowości odnajduje się we wzornictwie. Gdy brakuje mi wolności i ekspresji, wyżywam się w artystycznych projektach. Są odskocznią od świata, w którym wszystko jest zdroworozsądkowe i pragmatyczne. Myślałem o studiowaniu grafiki, ale pasjonowała mnie mniej niż malarstwo. Zresztą grafiki można nauczyć się nie tylko na uczelni, ale też choćby z filmów na YouTube. Ja właśnie tak zdobywałem umiejętności graficzne. Wzornictwo jest mniej popularną specjalizacją, dlatego zdecydowałem się na pogłębione studia.
designdoc.pl: W twórczości artystycznej wykorzystuje pan wiele technik: malarstwo, grafikę, rysunek, animację, wizualizacje 3D.
Jan Wilczak: Nie chcę się ograniczać. Każda z aktywności sprawia mi inną przyjemność. W malarstwie i rzeźbie lubię pracę z materiałem. Komputer daje mi możliwość tworzenia światów niewyobrażalnych do wykreowania w innych technikach i robienia animacji w krótkim czasie.
designdoc.pl: Podejmuje pan różne tematy, choć kilka przewija się w pana twórczości częściej niż inne.
Jan Wilczak: Ostatnio bardzo inspirujące jest dla mnie dzieciństwo, mroczna strona bycia dzieckiem, brutalność, która drzemie w dzieciach. Odwołuję się do swoich wczesnych rysunków, z których wiele przedstawia krwawe sceny. Dzieci, mimo że odbierane jako dobre i niewinne, często przejawiają wręcz niezdrową fascynację przemocą. Ciekawi mnie ta ich ciemna strona. To leży w naturze człowieka – stąd popularność filmów kryminalnych i horrorów. Oglądanie krwawych scen fascynuje ludzi w przedziwny sposób.
designdoc.pl: Pana prace są nie do końca mroczne. Dostrzegam w nich dowcip, przymrużenie oka.
Jan Wilczak: Nie lubię pompy, epatowania patosem i robienia wszystkiego na poważnie. Staram się dobrze bawić, bo to wciąż moje hobby, nie praca. Gdy dostałem jedno z pierwszych poważnych zleceń, zacząłem się stresować, co odbierało mi przyjemność tworzenia. Dobrze jest mieć pasję. Gdy robi się coś na granicy hobby i pracy, to już nie to. Projekty artystyczne są tylko dla mnie, zawodową przyszłość wiążę z wzornictwem.
designdoc.pl: Z rzadka, ale jednak, wypowiada się pan na tematy polityczne. Czy uważa się pan za artystę zaangażowanego?
Jan Wilczak: Zdarza mi się, ale nie jest to dziedzina, w której czuję się dobrze. To raczej pokojowy sposób wyrażania frustracji. Nie uważam się za artystę zaangażowanego politycznie. Tworzę tego typu prace, gdy przychodzi mi do głowy jakiś pomysł, albo dlatego, że czasem szczęka opada i jakoś trzeba wyrazić gniew.
designdoc.pl: Wśród pańskich prac zwraca uwagę plakat „Plater is not DEAD”, który zapewnił panu miejsce w finale konkursu Fundacji Fabryki Norblina.
Jan Wilczak: Dostałem się do finałowej dwudziestki w ogólnopolskim konkursie, w którym było kilkaset zgłoszeń. Fajne wyróżnienie. Lubię w tym medium podziałać. Złapałem bakcyla na drugim roku, gdy zajmowaliśmy się grafiką i plakatem. Część plakatów sprzedaję na Instagramie, a jazzowe u kolegi, który prowadzi antykwariat. Ale plakaty to temat dopiero liźnięty.
designdoc.pl: A malarstwo? Ono jest panu szczególnie bliskie.
Jan Wilczak: Nie szukam w malarstwie filozofii, nie myślę o przekazie. Malowanie jest formą medytacji. To czas dla mnie. Odcinam się od telefonu, komputera. Ważna jest tylko relacja: ja – płótno. Lubię zapach terpentyny. Malarstwo jest odskocznią od codzienności, która sprowadza się do patrzenia w ekran i klikania.
designdoc.pl: Ale z tego patrzenia w ekran i klikania wynikają ciekawe artystyczne projekty, jak choćby pana współpraca z fotografem, Kubą Owczarkiem.
Jan Wilczak: Tak, to relacja w stu procentach internetowa. Poznaliśmy się na Instagramie. Kuba zaprosił mnie do współpracy przy kampanii dla marki Samsung do internetowego magazynu poptown.eu. Bohaterami zdjęć, w które wkomponowane zostały trójwymiarowe obiekty, byli influencerzy. Mimo, że realizując ten projekt, każdy z nas siedział przed swoim komputerem, wytworzyła się dobra twórcza energia. Dla mnie był to sposób na wyróżnienie się. Uczę się przeróżnych rzeczy, bo im więcej wiedzy i umiejętności, tym można lepiej wykorzystać różne środki wyrazu. Połączone, tworzą nowe byty, które pozwalają na innowacyjne podejście do tematu.
designdoc.pl: Współpracę z Jakubem Owczarkiem nawiązał pan w sieci. A w realu? Czy młodzi artyści robią coś razem, wymieniają myśli, tworzą grupy artystyczne?
Jan Wilczak: Są grupy, które organizują się przy małych galeriach, ale nie jestem ich częścią. Raczej pracuję indywidualnie. Na studiach, gdy trzeba coś wymodelować, wyrenderować, jestem włączany do zespołów. Kontakty nawiązuje się teraz głównie w internecie. Zapraszamy się nawzajem do różnych projektów: grafika 3D, fotografia, malarstwo. Gołym okiem widać, kto wyrósł z kultury internetowej i czerpie z niej garściami.
designdoc.pl: My też poznaliśmy się w internecie, na Instagramie. To tam głównie dzieli się pan swoją twórczością. Gdzie jeszcze?
Jan Wilczak: Na przykład moje animacje tworzyły oprawę pokazu mody w szkockim Saint Andrews. Nie wystawiałem prac jeszcze na żadnych targach, ale myślałem o przygotowaniu grafik. Byłaby to jednak kolejna angażująca działalność, a dopóki studiuję, zwyczajnie nie mam czasu. Doba ma tylko 24 godziny. Czasem daję swoje prace na grupowe wystawy. Można je było zobaczyć m.in. na wystawie „Obrazy niezaprojektowane” pracowni Mikołaja Chylaka na Wydziale Wzornictwa.
designdoc.pl: Interesuje się pan nowym, wschodzącym rynkiem sztuki, na którym kupuje się prace w niematerialnej postaci. Co pan sądzi o tokenizacji dzieł sztuki?
Jan Wilczak: Rynek NFT jest specyficzny. Pracami handluje się trochę tak, jak kryptowalutami. Ktoś, kto kupuje cyfrowy zapis obrazu, muzyki, wideo, otrzymuje certyfikat własności niematerialnego obiektu. Można kupić certyfikat własności arcydzieła malarstwa albo piosenki gwiazdy popu. Dla mnie to ewenement. Wielu twórców funkcjonuje już na tym rynku, działają na nim poważne domy aukcyjne. Sam przymierzam się do wystawiania prac na platformach wymiany NFT – otwartych i takich, które selekcjonują autorów. W Stanach jest to bardzo popularne. Wiele galerii wypromował, obracający się na tym rynku, Elon Musk. NFT to ciekawy eksperyment, jeszcze nieprzewidywalny, ale nie zaszkodzi spróbować.
NFT – niewymienialny token, z angielskiego Non-Fungible Token, rodzaj tokena kryptograficznego, który działa w oparciu o technologię blockchain. Każdy token jest niepowtarzalny, nie można go wymienić ani skopiować. Gwarantuje autentyczność. Posiadacz tokena równocześnie staje się właścicielem danego dobra – przyp. red.